Technics Stereo Integrated Amplifier SU-Z 11
Technics SU-Z 11 to wzmacniacz z początku lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku z czasów, kiedy świat elektroniki zafascynował się wyświetlaczami, które zaczęły wypierać tak zwane wychyły zwane też wycieraczkami. Jest to wzmacniacz w miarę niewielki z subtelnie rozmieszczonymi przyciskami i potencjometrami. Na uwagę zasługują pokrętła, które mają w niewielkim wycięciu, położoną srebrną farbę odbijająca światło niczym błysk diamentu. Fajnie to wygląda i cieszy oko. Warto dodać, że pokrętła poruszają się skokowo. Po włączeniu wzmacniacza zapala się tylko jedna czerwona dioda na wyświetlaczu a po włączeniu dźwięku z wybranego źródła w zależności od poziomu ustawionej głośności, na boki od czerwonej lampki zapalają się żółte prostokąciki. Wygląda to całkiem ładnie, choć jest to trochę bez sensu i już w kolejnym wzmacniaczu z tej serii Technics zmienił to rozwiązanie na inny układ diod ułożonych równolegle i wychylających się tylko w jedną stronę. Zresztą wyświetlacz to naprawdę pokazuje tylko poziom głośności, czyli coś, co jednak można usłyszeć i jest to element czysto dekoracyjny. Co ciekawe jak dorzucimy za bardzo do pieca i diody dojdą do oporu to po przyciśnięciu odpowiedniego przycisku, zaczynają swoją pracę ponownie od czerwonej diody.
Z tym dorzucaniem do pieca trzeba uważać, gdyż jeżeli poziom głośności przekracza połowę możliwości i robi się dość głośno to wzmacniacz, ma tendencję do lekkiego buczenia. Być może tak miał tylko testowany egzemplarz, trudno to stwierdzić nie mając skali odniesienia. Podczas słuchania muzyki w niewielkim pomieszczeniu przy średnio ustawionej głośności wszystko brzmi, jak należy, choć nie należy spodziewać się cudów bowiem wzmacniacz, mieści się w klasie popularnej, czyli mocno budżetowej. Testowany egzemplarz został zakupiony w cenie 200 zł i można przyjąć, że jest to cena rynkowa tego sprzętu. Decydując się na zakup, zalecam sprawdzenie mocowania kabli głośnikowych. Ze względu na wiek plastik, z jakiego są wykonane, potrafi się kruszyć i pomimo że na oko wszystko wygląda dobrze to prawidłowe podłączenie kabli, może powodować, delikatnie to ujmując sporą irytację. Z opinii znalezionych w sieci wynika, że przy stosowaniu kolumn 4Ω wzmacniacz się grzeje. Osobiście używałem 8Ω i pomimo dawania często czadu obudowa robiła się ledwie ciepła. Reasumując, jest to fajny kawałek sprzętu i pomimo ponad czterdziestu lat nie tylko cieszy oko, ale również fajnie gra oczywiście pod warunkiem, że nasze oczekiwania nie przekraczają cienkiej granicy audiofilskich doznań.
Red Aktor